wtorek, 29 grudnia 2009
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Steve Nash prosi o glosy... =)
Steve Nash zapewne jak każdy koszykarz ligi NBA chciałby uczestniczyć w tegorocznym meczu gwiazd, zobaczcie sami jakim klipem się promuje ! :D
środa, 23 grudnia 2009
sobota, 19 grudnia 2009
Zabić sędziego - Arbitres, Les (AKA Kill The Referee) (2009)
Zabić sędziego
Arbitres, Les (AKA Kill The Referee) (2009)
Nakręcony podczas EURO 2008 dokument ujawniający kulisy pracy arbitrów piłkarskich. Kamera towarzyszy arbitrom nie tylko podczas sędziowania meczu, ale także gości w szatni i ich domach. Widzowie mają okazję usłyszeć zarejestrowane podczas meczu kontrowersyjne konsultacje pomiędzy sędziami. Yves Hinant głównym bohaterem uczynił angielskiego arbitra, Howarda Webba. Jego życie zamieniło się w piekło po podjęciu kilku kontrowersyjnych decyzji podczas meczu Austria-Polska. "Zabić sędziego" skłania do refleksji nad szaleństwem, któremu ulegają kibice piłkarscy i w rewelacyjny sposób ukazuje "ludzką stronę" pracy arbitrów. Za sprawą tego filmu mamy okazję przeżyć widowisko sportowe z niecodziennej perspektywy - perspektywy arbitra piłkarskiego.
- - - -
Nigdy takiego filmu nie widziałem, co podkreśla jego wyjątkowość. Uważam, że dla każdego fana piłki nożnej jest to 'lektura' obowiązkowa ! Praca arbitra pokazana 'od kuchni'tj. stres, rywalizacja, czasem bezsilnosc... czyli chleb powszedni Panów z gwizdkiem. Jako dokument dla mnie 9/10 nawet 9.5/10, jako film 7/10, polecam bardzo gorąco.
Arbitres, Les (AKA Kill The Referee) (2009)
Nakręcony podczas EURO 2008 dokument ujawniający kulisy pracy arbitrów piłkarskich. Kamera towarzyszy arbitrom nie tylko podczas sędziowania meczu, ale także gości w szatni i ich domach. Widzowie mają okazję usłyszeć zarejestrowane podczas meczu kontrowersyjne konsultacje pomiędzy sędziami. Yves Hinant głównym bohaterem uczynił angielskiego arbitra, Howarda Webba. Jego życie zamieniło się w piekło po podjęciu kilku kontrowersyjnych decyzji podczas meczu Austria-Polska. "Zabić sędziego" skłania do refleksji nad szaleństwem, któremu ulegają kibice piłkarscy i w rewelacyjny sposób ukazuje "ludzką stronę" pracy arbitrów. Za sprawą tego filmu mamy okazję przeżyć widowisko sportowe z niecodziennej perspektywy - perspektywy arbitra piłkarskiego.
- - - -
Nigdy takiego filmu nie widziałem, co podkreśla jego wyjątkowość. Uważam, że dla każdego fana piłki nożnej jest to 'lektura' obowiązkowa ! Praca arbitra pokazana 'od kuchni'tj. stres, rywalizacja, czasem bezsilnosc... czyli chleb powszedni Panów z gwizdkiem. Jako dokument dla mnie 9/10 nawet 9.5/10, jako film 7/10, polecam bardzo gorąco.
poniedziałek, 7 grudnia 2009
wtorek, 1 grudnia 2009
poniedziałek, 23 listopada 2009
Perron's goal of the year ?
tak strzela bramki David Perron, obecnie najlepszy strzelec St. Louis Blues. Moim zdaniem to obecnie najładniejsza bramka obecnego sezonu !
niedziela, 8 listopada 2009
Steve Yzerman
jeden z najlepszych zawodników hokeja wszechczasów, jako ciekawostę mogę dodać, że:
Mierzącego 180 centymetrów i ważąc jedynie 72 kilogramy Red Wings planowali wysłać Yzermana na jeszcze jeden rok do Peterborough. Jednak, jak wspomina obecny generalny menadżer Wings a wtedy bramkarz w jednej z niższych lig, Ken Holland "po jednej z sesji treningowych na obozie szkoleniowym od razu było widać, że on jest wyśmienitym hokeistą." W swoim inauguracyjnym sezonie Yzerman pokazał iz jest zawodnikiem wyjatkowyj i zdobył aż 39 bramek i 87 punktów !
poniedziałek, 2 listopada 2009
krytyczne uderzenie Eriego Ottersa na 16 letnim Benie Fanelli...
Kitchener, ON: November 1, 2009 - 12:35pm - Media Update Ben Fanelli
Kitchener Rangers defenseman, Ben Fanelli remains in Hamilton General Hospital's ICU unit.
There has been no official change in his condition.
The Fanelli family and the Rangers Organization again thank the many people who have expressed their concerns and wishes for Ben's recovery.
Your continued respect for the family's privacy as they focus on supporting Ben is appreciated.
Further updates will be made by the Kitchener Rangers when they become available.
Steve Bienkowski
Chief Operating Officer
Kitchener Rangers Hockey Club
niedziela, 1 listopada 2009
50 lat temu hokej na zawsze się zmienił...
To 50 lat temu po raz pierwszy bramkarz w całym spotkaniu NHL zagrał w masce / kasku ( jak zwał tak zwał ). Tym zawodnikiem był Jacques Plante z Montreal Canadiens.
historia do przeczytania tutaj => http://www.nhl.com/ice/news.htm?id=383063
Ważną podkreślenia rzeczą jest to, iż było to całe spotkanie, a nie tylko jego część, gdyż już w 1936 roku Clint Benedict uzył maski aby ochronić swój złamany nos, można go uznać za prekursora tego rodzaju ochraniacza twarzy.
Wygrał 4 puchary stanleya i był czołowym zawodnikiem swoich czasów, w 1965 roku wybrano go do galerir sław tzw. hall of fame.
Podczas zimowej olimpiady w 1936 również jeden z zawodników użył maski ochronnej. Wyglądała ona jak maska łapacza w baseballu. Tym zawodnikiem był Teiji Honma.
Dzisiaj o 1 w nocy na kanale NHL network będzie specialny program własnie na temat kasków bramkarskich.
NHL Top Moments: Jacque's Plante is the first goalie to popularize the goalie mask after wearing it in an NHL game, and going undefeated for 10 straight games.
http://www.nhl.tv/team/console.jsp?catid=505&id=6242
historia do przeczytania tutaj => http://www.nhl.com/ice/news.htm?id=383063
Ważną podkreślenia rzeczą jest to, iż było to całe spotkanie, a nie tylko jego część, gdyż już w 1936 roku Clint Benedict uzył maski aby ochronić swój złamany nos, można go uznać za prekursora tego rodzaju ochraniacza twarzy.
Wygrał 4 puchary stanleya i był czołowym zawodnikiem swoich czasów, w 1965 roku wybrano go do galerir sław tzw. hall of fame.
Podczas zimowej olimpiady w 1936 również jeden z zawodników użył maski ochronnej. Wyglądała ona jak maska łapacza w baseballu. Tym zawodnikiem był Teiji Honma.
Dzisiaj o 1 w nocy na kanale NHL network będzie specialny program własnie na temat kasków bramkarskich.
NHL Top Moments: Jacque's Plante is the first goalie to popularize the goalie mask after wearing it in an NHL game, and going undefeated for 10 straight games.
http://www.nhl.tv/team/console.jsp?catid=505&id=6242
czwartek, 13 sierpnia 2009
wtorek, 11 sierpnia 2009
poniedziałek, 13 lipca 2009
wtorek, 7 lipca 2009
Amerykańskie pasje
Polecam felieton Marcina Bosackiego z cyklu "Tak wygląda Ameryka", troszkę o życiu w ameryce, troszkę o pieniądzach i oczywiście o baseballu, bardzo ciekawa lektura...
Lato, wakacje, więc będzie o sporcie. No, może nie tylko. Tydzień temu, trzy dni z rzędu, stadion bejsbolowego zespołu Nationals z Waszyngtonu zapełniał się do ostatniego, 42-tys. miejsca. To rzadkość, bo Nationalsi to najgorsza drużyna ligi.
Ich przeciwnikami byli Red Sox ("Czerwone Skarpety") z Bostonu - jedna z najpopularniejszych drużyn USA, mistrzowie sprzed dwóch lat. Ale same ich walory sportowe nie wystarczyłyby, by zapełnić piękny stadion. Skarpety są dumą i symbolem Nowej Anglii - północno-wschodniej części USA zdominowanej politycznie przez Demokratów. Demokraci niepodzielnie rządzą dziś w Waszyngtonie, więc przy okazji meczów "Skarpet" na stadion swych przyjaciół i partnerów w biznesie i polityce zapraszały setki waszyngtońskich lobbystów i członków Kongresu.
Na trybunach i w przeszklonych lożach zasiadło co najmniej 20 kongresmanów i senatorów na czele z Johnem Kerrym, kandydatem Demokratów na prezydenta sprzed pięciu lat. Wielu kongresmanów, głównie Demokratów z Nowej Anglii, ale i Republikanów z Południa, mecze Red Sox w Waszyngtonie uznało za najlepszą w roku okazję do zbiórki pieniędzy.
W Waszyngtonie jest tysiąc sposobów na fundraiser, czyli zbiórki pieniędzy dla polityków czy organizacji charytatywnych. Cześć z nich została w ostatnich latach zakazana, ale spotykanie się polityków z lobbystami na imprezach sportowych - nie. Demokratyczny kongresman Jim Langevin ze stanu Rhode Island (Nowa Anglia) kupił 50 drogich biletów po 200 dol. i wręczał je wraz z zaproszeniami na fundraiser lobbystom, biznesmenom i bogatym sympatykom po... 1500-2500 dol. Na fundraiserach się je i pije, a przede wszystkim rozmawia. O interesach i polityce. Można też od czasu do czasu spojrzeć, czy gwiazdy "Skarpetek" trafią kijem w piłkę...
W Europie uważa się, że sport w Ameryce jest właśnie taki - skrajnie skomercjalizowany. Podobnie jak z innymi stereotypami o USA (że Amerykanie jeżdżą tylko wielkimi autami albo że jedzenie jest beznadziejne) - jest w tym trochę prawdy, ale tylko trochę. Kongresmani objadający się homarami na meczu Nationals - Red Sox to bowiem tylko mała część amerykańskiego sportu.
Zacznijmy od poziomu zero. Każdy Amerykanin wysyła swoje dzieci na treningi sportowe. Często w różnych dyscyplinach. Bejsbol, piłka nożna, futbol amerykański, lacrosse, hokej, ale i szachy czy gimnastyka lub balet. W szkółce baletowej moich córek jedną z gwiazd jest dziewczyna mocno przy kości. Na występach zamiast drwin zbiera mocne brawa.
To wszystko kosztuje, ale z reguły nie są to pieniądze kosmiczne. A drużyna piłkarska mojego syna właśnie robi fundraiser dla jednego z chłopców, którego samotna matka nie jest w stanie zapłacić składki. Drużyny sportowe - szkolne czy miejskie - są ośrodkami aktywności społecznej i życia towarzyskiego. Rodzice są trenerami, prezesami, skarbnikami.
Amerykanie w sporcie kierują się świetną zasadą "wspieraj swój lokalny klub". Na mecze futbolowej drużyny szkoły średniej z mojego miasteczka przychodzi 2-3 tys. osób. I to tuż pod Waszyngtonem, gdzie rozrywek jest w bród. W miasteczkach na prowincji mecze lokalnych drużyn szkolnych czy pół-zawodowych z niższych lig potrafi oglądać 5-10 tys. kibiców.
W Polsce, jak w większości Europy, sport uniwersytecki to piąte koło u wozu. W Ameryce uniwersytecka koszykówka i futbol są równie ważne jak rozgrywki zawodowe. Kiedyś na meczu futbolowej drużyny Uniwersytetu Nebraska byłem jednym z ponad 83 tys. widzów. Od 40 lat na każdym meczu pada tam rekord widowni - po prostu za każdym razem domontowuje się kilka krzesełek, a komplet jest zawsze.
Drużynie ze swego uniwersytetu kibicuje się do końca życia. Gdy awansuje do fazy pucharowej, wsiada się w samolot i leci za nią na drugi koniec Ameryki.
Sportowy patriotyzm lokalny na tę skalę obok USA istnieje tylko w Anglii, gdzie na piątą ligę piłki potrafi przyjść 10 tys. ludzi. W Polsce, gdy grupka fanatyków chce pojechać za swą drużyną 200 km, organizatorzy meczu, policja i media traktują ich jak chuliganów i bandytów - z zasady.
Sport zawodowy w USA też ma swe wspaniałe strony. W żadnym sporcie w USA nie byłaby możliwa taka dominacja, jaką trzy-cztery kluby mają od kilkunastu lat w ligach piłkarskich Hiszpanii, Anglii czy Włoch. Dla Amerykanów to nie do pomyślenia, że Cagliari czy Portsmouth mają zero szans, by w najbliższej dekadzie być mistrzem.
Amerykanie, dzięki dwóm przepisom - limitowi zarobków na drużynę i dobieraniu młodych zawodników na zasadzie: najsłabszy klub wybiera najlepszych - dbają o to, by równość szans nie była czczym hasłem. Wbrew kolejnemu stereotypowi Europejczyków o Ameryce.
W Ameryce niemożliwa byłaby też skandaliczna przewaga związków sportowych nad prawem i państwem. Gdy w Polsce związki piłkarski czy siatkarski przeżarte są skandalami do cna, ponadnarodowe organizacje kumplowsko-mafijne skutecznie je bronią. W USA, gdy związek bejsbola tolerował przez lata doping, wzięli się za niego politycy.
Jay Fox, rzeczniczka kongresmana Langevina, który zaprosił na mecze "Skarpetek" 50 bogatych sympatyków, tłumaczyła: - Dlaczego nie łączyć dwóch wielkich pasji Ameryki - sportu i polityki?
Ja dodałbym do tych pasji też pieniądze. Ale i tak uważam, że sport w Ameryce ma się świetnie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Lato, wakacje, więc będzie o sporcie. No, może nie tylko. Tydzień temu, trzy dni z rzędu, stadion bejsbolowego zespołu Nationals z Waszyngtonu zapełniał się do ostatniego, 42-tys. miejsca. To rzadkość, bo Nationalsi to najgorsza drużyna ligi.
Ich przeciwnikami byli Red Sox ("Czerwone Skarpety") z Bostonu - jedna z najpopularniejszych drużyn USA, mistrzowie sprzed dwóch lat. Ale same ich walory sportowe nie wystarczyłyby, by zapełnić piękny stadion. Skarpety są dumą i symbolem Nowej Anglii - północno-wschodniej części USA zdominowanej politycznie przez Demokratów. Demokraci niepodzielnie rządzą dziś w Waszyngtonie, więc przy okazji meczów "Skarpet" na stadion swych przyjaciół i partnerów w biznesie i polityce zapraszały setki waszyngtońskich lobbystów i członków Kongresu.
Na trybunach i w przeszklonych lożach zasiadło co najmniej 20 kongresmanów i senatorów na czele z Johnem Kerrym, kandydatem Demokratów na prezydenta sprzed pięciu lat. Wielu kongresmanów, głównie Demokratów z Nowej Anglii, ale i Republikanów z Południa, mecze Red Sox w Waszyngtonie uznało za najlepszą w roku okazję do zbiórki pieniędzy.
W Waszyngtonie jest tysiąc sposobów na fundraiser, czyli zbiórki pieniędzy dla polityków czy organizacji charytatywnych. Cześć z nich została w ostatnich latach zakazana, ale spotykanie się polityków z lobbystami na imprezach sportowych - nie. Demokratyczny kongresman Jim Langevin ze stanu Rhode Island (Nowa Anglia) kupił 50 drogich biletów po 200 dol. i wręczał je wraz z zaproszeniami na fundraiser lobbystom, biznesmenom i bogatym sympatykom po... 1500-2500 dol. Na fundraiserach się je i pije, a przede wszystkim rozmawia. O interesach i polityce. Można też od czasu do czasu spojrzeć, czy gwiazdy "Skarpetek" trafią kijem w piłkę...
W Europie uważa się, że sport w Ameryce jest właśnie taki - skrajnie skomercjalizowany. Podobnie jak z innymi stereotypami o USA (że Amerykanie jeżdżą tylko wielkimi autami albo że jedzenie jest beznadziejne) - jest w tym trochę prawdy, ale tylko trochę. Kongresmani objadający się homarami na meczu Nationals - Red Sox to bowiem tylko mała część amerykańskiego sportu.
Zacznijmy od poziomu zero. Każdy Amerykanin wysyła swoje dzieci na treningi sportowe. Często w różnych dyscyplinach. Bejsbol, piłka nożna, futbol amerykański, lacrosse, hokej, ale i szachy czy gimnastyka lub balet. W szkółce baletowej moich córek jedną z gwiazd jest dziewczyna mocno przy kości. Na występach zamiast drwin zbiera mocne brawa.
To wszystko kosztuje, ale z reguły nie są to pieniądze kosmiczne. A drużyna piłkarska mojego syna właśnie robi fundraiser dla jednego z chłopców, którego samotna matka nie jest w stanie zapłacić składki. Drużyny sportowe - szkolne czy miejskie - są ośrodkami aktywności społecznej i życia towarzyskiego. Rodzice są trenerami, prezesami, skarbnikami.
Amerykanie w sporcie kierują się świetną zasadą "wspieraj swój lokalny klub". Na mecze futbolowej drużyny szkoły średniej z mojego miasteczka przychodzi 2-3 tys. osób. I to tuż pod Waszyngtonem, gdzie rozrywek jest w bród. W miasteczkach na prowincji mecze lokalnych drużyn szkolnych czy pół-zawodowych z niższych lig potrafi oglądać 5-10 tys. kibiców.
W Polsce, jak w większości Europy, sport uniwersytecki to piąte koło u wozu. W Ameryce uniwersytecka koszykówka i futbol są równie ważne jak rozgrywki zawodowe. Kiedyś na meczu futbolowej drużyny Uniwersytetu Nebraska byłem jednym z ponad 83 tys. widzów. Od 40 lat na każdym meczu pada tam rekord widowni - po prostu za każdym razem domontowuje się kilka krzesełek, a komplet jest zawsze.
Drużynie ze swego uniwersytetu kibicuje się do końca życia. Gdy awansuje do fazy pucharowej, wsiada się w samolot i leci za nią na drugi koniec Ameryki.
Sportowy patriotyzm lokalny na tę skalę obok USA istnieje tylko w Anglii, gdzie na piątą ligę piłki potrafi przyjść 10 tys. ludzi. W Polsce, gdy grupka fanatyków chce pojechać za swą drużyną 200 km, organizatorzy meczu, policja i media traktują ich jak chuliganów i bandytów - z zasady.
Sport zawodowy w USA też ma swe wspaniałe strony. W żadnym sporcie w USA nie byłaby możliwa taka dominacja, jaką trzy-cztery kluby mają od kilkunastu lat w ligach piłkarskich Hiszpanii, Anglii czy Włoch. Dla Amerykanów to nie do pomyślenia, że Cagliari czy Portsmouth mają zero szans, by w najbliższej dekadzie być mistrzem.
Amerykanie, dzięki dwóm przepisom - limitowi zarobków na drużynę i dobieraniu młodych zawodników na zasadzie: najsłabszy klub wybiera najlepszych - dbają o to, by równość szans nie była czczym hasłem. Wbrew kolejnemu stereotypowi Europejczyków o Ameryce.
W Ameryce niemożliwa byłaby też skandaliczna przewaga związków sportowych nad prawem i państwem. Gdy w Polsce związki piłkarski czy siatkarski przeżarte są skandalami do cna, ponadnarodowe organizacje kumplowsko-mafijne skutecznie je bronią. W USA, gdy związek bejsbola tolerował przez lata doping, wzięli się za niego politycy.
Jay Fox, rzeczniczka kongresmana Langevina, który zaprosił na mecze "Skarpetek" 50 bogatych sympatyków, tłumaczyła: - Dlaczego nie łączyć dwóch wielkich pasji Ameryki - sportu i polityki?
Ja dodałbym do tych pasji też pieniądze. Ale i tak uważam, że sport w Ameryce ma się świetnie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
poniedziałek, 22 czerwca 2009
Iran [']
Wstrząsający filmik na którym umiera 16-letni Neda, trafiona policyjną kulą prosto w pierś ( strzał snajpera). Moim zdaniem każdy pownien go obejrzeć. Ponoć Neda, to po persku "głos, który należy usłyszeć"...
dodam, że ranni ludzie nie kierują się do szpitali, gdyż później wszyscy oni przechwytywani są przez tajną policję i wtrącani do więzienia...
filmik drastyczny, odradzam przy słabej psychice...
dodam, że ranni ludzie nie kierują się do szpitali, gdyż później wszyscy oni przechwytywani są przez tajną policję i wtrącani do więzienia...
filmik drastyczny, odradzam przy słabej psychice...
piątek, 19 czerwca 2009
środa, 17 czerwca 2009
wtorek, 9 czerwca 2009
czwartek, 4 czerwca 2009
Bryce Harper
Bryce Harper - jeden z najbardziej perspektywicznych batterów
sports illustradet nazywa go baseballowym LeBronem
vault.sportsillustrated.cnn.com/vault/article/magazine
chłopak ma dopiero 16 lat, a wali home runy jak WIELKI ALBERT P.
zreszta zobaczcie sami filmik...
sports illustradet nazywa go baseballowym LeBronem
vault.sportsillustrated.cnn.com/vault/article/magazine
chłopak ma dopiero 16 lat, a wali home runy jak WIELKI ALBERT P.
zreszta zobaczcie sami filmik...
to już prawie 20 lat... Tian'anmen 5.06.89' [']
i jeszcze polecam ten link: http://www.youtube.com/watch?v=Oa_k9JFbOHY
środa, 3 czerwca 2009
wtorek, 19 maja 2009
Stern "ustawi" finał ?
Dziś w nocy odbędzie się pierwsze spotkanie półfinalowe w NBA pomiędzy Denver a Lakers, władze największej ligi śwata już chyba wiedzą kto będzie w finale gdyż wypuściły ten o to promocyjny filmik:
piątek, 15 maja 2009
kijaszki basebollaszki ;)
no Panowie... kto tak potrafi jak Ci goście to stawiam browarka ;)
bo trzy razy złamać kija pod rząd to raczej nie umiecie ;)
bo trzy razy złamać kija pod rząd to raczej nie umiecie ;)
czwartek, 7 maja 2009
środa, 6 maja 2009
wtorek, 5 maja 2009
I'm Keith Hernandez
I’M KEITH HERNANDEZ - którki filmik autorstwa Roba Perri o tym zawodniku
myślę, że warto oglądnąć, ciekawe archiwalne ujęcia oraz dobra historia nietuzinkowego basebalisty.
http://vimeo.com/4288854
oficjanla strona: http://www.imkeithhernandez.com
myślę, że warto oglądnąć, ciekawe archiwalne ujęcia oraz dobra historia nietuzinkowego basebalisty.
http://vimeo.com/4288854
oficjanla strona: http://www.imkeithhernandez.com
piątek, 1 maja 2009
Nieosiągalny rekord MLB
W piątek pierwszego maja 1991 roku (tak, to już 18 lat temu!) Rickey Henderson został rekordzistą wszechczasów w liczbie skradzionych baz, osiągając 939-tą skradzioną bazę w karierze, pokonując byłego lidera Lou Brock’a. Dokładnie rok później Rickey Henderson “ukradł” swoją tysięczną bazę w karierze. Jest to do dziś jedyny gracz, który pokonał trzycyfrową granicę i prawdopodobnie zostanie rekordzistą na zawsze. Po tym wspaniałym dokonaniu grał jeszcze przez 11 sezonów, kradnąc dodatkowe 406 baz.
Aby pokazać, jak wielki wyczyn osiągnął ten zawodnik, podam przykład Juan Pierre, który obecnie jest czynnym liderem w tej statystyce. W wieku 31 lat osiągnął on 424 skradzionych baz. Jako gracz rotacyjny w tym sezonie wystąpił jedynie trzy razy i można z dużą pewnością rokować, iż nie pokona on nawet granicy 500 skradzionych baz... o wiele mniej, niż najwięksi “złodzieje” baseballowi.
Prawda jest taka, że lista najlepszych zawodników kradnących bazę prawie w ogóle się nie zmieniła od czasu, kiedy Henderson ukradł swoją 939 bazę. Czołowa dziesiąta nie doznała żadnych przesunięć od 21 kwietnia 1996 roku, kiedy to Vince Coleman ukradł swoją 745. bazę i przesunął się na 6. miejsce wszechczasów, zaraz za Timem Rainesem, który osiągnął 5. miejsce 4 października 1993 roku. Kenny Lofton przesunął się za Otisa Nixona na 15. miejsce w 2007r.
W momencie, kiedy cała czołówka z listy skradzionych baz jest nie zmieniona prawie od dekady, w innej czołowej statystyce baseballowej obecni zawodnicy mogą jedynie pomarzyć o dokonaniu Sama Crawforda. Zawodnik ten przez 19 lat swojej zawodowej kariery uzyskał 309 tak zwanych „triples”, czyli uderzeń, po których uzyskuje się 3. bazę. Dodam, że karierę zakończył w... 1917. Najbliższym naszym czasom zawodnikiem, który znajduje się w czołowej 50-tce „tripli”, jest Roberto Clemente, okupujący 27. miejsce. Zakończył on swoją karierę w 1972 roku.
Daty te jednoznacznie pokazują, jak baseball zmieniał się przez wszystkie lata. Zmiany budowy stadionów oraz ewolucja samej gry, również w obronie, doprowadziła do momentu, w którym rekordy Hendersona oraz Crawforda są niemożliwe do pokonania. Obecnie możemy się bardziej pasjonować dokonaniami pitcherów niż batterów, gdyż to aktualnie ci pierwsi zdecydowanie usilniej wdzierają się do historycznej galerii sław. Ale o tym może kiedy indziej...
Aby pokazać, jak wielki wyczyn osiągnął ten zawodnik, podam przykład Juan Pierre, który obecnie jest czynnym liderem w tej statystyce. W wieku 31 lat osiągnął on 424 skradzionych baz. Jako gracz rotacyjny w tym sezonie wystąpił jedynie trzy razy i można z dużą pewnością rokować, iż nie pokona on nawet granicy 500 skradzionych baz... o wiele mniej, niż najwięksi “złodzieje” baseballowi.
Prawda jest taka, że lista najlepszych zawodników kradnących bazę prawie w ogóle się nie zmieniła od czasu, kiedy Henderson ukradł swoją 939 bazę. Czołowa dziesiąta nie doznała żadnych przesunięć od 21 kwietnia 1996 roku, kiedy to Vince Coleman ukradł swoją 745. bazę i przesunął się na 6. miejsce wszechczasów, zaraz za Timem Rainesem, który osiągnął 5. miejsce 4 października 1993 roku. Kenny Lofton przesunął się za Otisa Nixona na 15. miejsce w 2007r.
W momencie, kiedy cała czołówka z listy skradzionych baz jest nie zmieniona prawie od dekady, w innej czołowej statystyce baseballowej obecni zawodnicy mogą jedynie pomarzyć o dokonaniu Sama Crawforda. Zawodnik ten przez 19 lat swojej zawodowej kariery uzyskał 309 tak zwanych „triples”, czyli uderzeń, po których uzyskuje się 3. bazę. Dodam, że karierę zakończył w... 1917. Najbliższym naszym czasom zawodnikiem, który znajduje się w czołowej 50-tce „tripli”, jest Roberto Clemente, okupujący 27. miejsce. Zakończył on swoją karierę w 1972 roku.
Daty te jednoznacznie pokazują, jak baseball zmieniał się przez wszystkie lata. Zmiany budowy stadionów oraz ewolucja samej gry, również w obronie, doprowadziła do momentu, w którym rekordy Hendersona oraz Crawforda są niemożliwe do pokonania. Obecnie możemy się bardziej pasjonować dokonaniami pitcherów niż batterów, gdyż to aktualnie ci pierwsi zdecydowanie usilniej wdzierają się do historycznej galerii sław. Ale o tym może kiedy indziej...
Subskrybuj:
Posty (Atom)